sobota, 29 listopada 2014

Ospa wietrzna

Pewnie zauważyliście, że wykazywałam ostatnio nieco mniejszą aktywność blogową, a to wszystko z powodu ospy. Starszy Synek zaraził się w szkole i niestety... nie były to lekkie dni dla nas obojga. Ospa na szczęście już za nami, a ja bogatsza o nowe doświadczenia postanowiłam napisać co nieco o ospie na łamach bloga. Na początek jak zawsze kilka słów tytułem wstępu.

Co to jest ospa wietrzna i jakie są jej przyczyny...?

Ospa to choroba zakaźna wywoływana przez wirusa ospy wietrznej i półpaśca (Varicella-zoster virus), objawiająca się charakterystyczną wysypką. Ospą bardzo łatwo się zarazić, ponieważ przenosi się ona drogą kropelkową oraz wraz z ruchem powietrza nawet na odległość kilkudziesięciu metrów. Co gorsza - osoba chora zaraża już kilka dni przed pojawieniem się charakterystycznej wysypki, a przestaje zarażać dopiero wtedy, gdy ostatnie pęcherzyki przyschną, co z reguły trwa około jednego tygodnia. 
Niestety okres wylęgania choroby, czyli czas od wtargnięcia wirusa do organizmu do wystąpienia pierwszych objawów jest długi - trwa bowiem około 10-21 dni. A więc po kontakcie z chorym - czeka nas 3 tygodnie nerwówki. ;) Sama się o tym przekonałam, bo dopiero 3 tygodnie po "wysypie" u starszego syna, pojawiły się pierwsze objawy choroby u młodszego dziecka. 

Jakie są objawy choroby...? 

Początkowe objawy choroby nie są jednoznaczne i przypominają zwykłe przeziębienie, czyli... gorączka, ból głowy oraz ogólne osłabienie. Tak też wyglądało to u mojego Synka. Z reguły w 2-giej dobie pojawia się charakterystyczna wysypka - plamki, grudki, które zamieniają się w pęcherzyki wypełnione płynem. U moich Szkrabów wysypka zaczęła się w okolicach szyi i dopiero jej kolejne rzuty przyniosły wykwity na niemal całeym ciele. Pojawieniu się wysypki towarzyszyło znaczne osłabienie organizmu. Ci, którzy mają dzieci pewnie wiedzą, że niezmiernie ciężko nawet przy przeziębieniu, zmusić je do pozostania w łóżku. Ospa jednak tego dokonała, co mówi samo przez się. ;)

Warto wiedzieć, iż ospowej wysypce towarzyszy bardzo nasilony świąd, a wiadomo - rozdrapane krosty grożą powikłaniami i powstawaniem trwałych blizn.

W jaki sposób można załagodzić przebieg choroby...?

Jeśli choroba ma łagodny przebieg, to po pierwsze należy dużo wypoczywać oraz w razie potrzeby stosować leki objawowe. Ponieważ troszkę się w tym temacie zmieniło od czasów, gdy my byliśmy dziećmi, postanowiłam zebrać najistotniejsze kwestie:

- Jeśli ospie towarzyszy wysoka gorączka, należy stosować leki obniżające temperaturę, ale UWAGA! W przypadku ospy nie stosujemy ibuprofenu, tylko paracetamol. Dlaczego...? Ibuprofen może bowiem powodować zwiększone ryzyko zapalenia tkanek miękkich wywołanych przez bakterie. Krótko mówiąc - stosowanie ibuprofenu pogarsza przebieg powikłań i sprzyja ich występowaniu. Różnie to jednak jest z tą gorączką - starszy syn gorączkował kilka dni, młodszy wcale, a więc jest to kwestia indywidualna. 

- Dawniej do smarowania ospowych wykwitów zalecano stosowanie pudrów płynnych, ale... takie postępowanie nie jest obecnie wskazane. Puder płynny zasycha bowiem i tworzy nieprzepuszczalną warstwę,a pod taką "kołderką" świetnie namnażają się bakterie. Pudry płynne, czyli wszystkie białe papki, odeszły więc do lamusa;)

Co więc może być więc alternatywą dla pudru płynnego..?

Według najnowszych zaleceń może to być oktenidyna. W aptekach zakupić można
opatrunek antybakteryjny "Octenilin" żel - który skutecznie łagodzi swędzenie, a także działając antybakteryjnie, przyspiesza gojenie i zapobiega powstawaniu blizn. Ja akurat nie kupowałam tego specyfiku, bo miałam w domu "Octenisept" w spray'u (zakupiony jeszcze do pielęgnacji pępka niemowlaka ;) ) i go wykorzystałam. Może nie jest tak wygodny jak żel, ale myślę, że tak samo skuteczny. :)



Moim odkryciem jest natomiast "PoxClin" - pianka chłodząca. Jest to preparat dedykowany dzieciom chorym na ospę wietrzną - takie są jego wskazania. Przyznam się Wam szczerze, że gdy stał na aptecznej półce, nie do końca wzbudzał moje zaufanie, bo ja do takich nowości i hitów raczej zawsze podchodzę z dystansem. Jak syn załapał ospę - postanowiłam jednak spróbować to cudo i naprawdę byłam bardzo zadowolona z efektu. Wiadomo - przy ospie chyba największą udręką jest swędzenie pojawiających się pęcherzy. Pianka "PoxClin" daje natychmiastowy efekt chłodzący i kojący, przez co szybko łagodzi świąd i zmniejsza odruch drapania. Mój Szkrab sam domagał się "piankowania". :) Jedyną wadą jest dość rzadka konsystencja preparatu, przez co sama aplikacja nie jest do końca wygodna. Skład wygląda interesująco, bo preparat zawiera m.in. żel z aloesu, wyciąg z ziela lawendy oraz kwiatów rumianku. 
Właściwie wspomniana pianka i "Octenisept" na większe bąble sprawiły, że po tygodniu ospa prawie poszła w zapomnienie.

Warto pamiętać także o fiolecie gencjanowym, tylko, że z nim jest z kolei trochę zabawy, bo plami wszystko wokół. Jednak "wodny roztwór fioletu gencjanowego" może być stosowany także na błony śluzowe - co jest warte podkreślenia, bo ... ospowe wykwity zdarzają się w różnych miejscach.

Jeśli świąd towarzyszący wysypce jest wyjątkowo uporczywy, można sięgnąć po leki przeciwhistaminowe, na przykład "Fenistil" krople. Powinny troszkę złagodzić dolegliwości. 

A jak to jest z kąpielą...?

Nie zaleca się długiego przesiadywania w wannie, bo zwiększa to możliwość nadkażenia pęcherzy. Natomiast dość dobry efekt daje krótka kąpiel w roztworze nadmanganianiu potasu. Nadmanganian potasu w postaci proszku zakupić można w aptece za kilka złotych, ale pamiętajcie, aby nie wsypywać od wanny całego opakowania, tylko kilka kryształków, które sprawią, że woda stanie się lekko różowa. 

Jeśli przebieg choroby jest wyjątkowo ciężki, mamy w odwodzie jeszcze lek przeciwwirusowy - "Heviran" - ale pamiętajcie, że o jego zastosowaniu zawsze powinien zdecydować lekarz. U dorosłych z ospą "Heviran" jest niemal w standardzie, bo w późniejszym wieku choroba z reguły ma gorszy przebieg, a powikłania są niezwykle groźne. U dzieci - w większości przypadków nie jest on potrzebny. 

To chyba wszystkie najistotniejsze kwestie na które trzeba zwracać uwagę. Pamiętajcie, że przeciwko ospie można się zaszczepić. Szczepionka nie daje 100% ochrony przed zachorowaniem, ale z pewnością złagodzi jej ew. przebieg.


Warto również przeczytać:

niedziela, 23 listopada 2014

Na odporność dziecka... Rutinoscorbin junior..?

Kiedyś chyba już wspominałam na łamach bloga, że rzadko oglądam telewizję, bo po prostu nie mam na to czasu. Całkowicie pochłania mnie praca i rodzina, a w niektóre wieczory blog, który jest moim hobby. :) Przed chwilą jednak zobaczyłam w TV reklamę żelków "Rutinoscorbin junior" i postanowiłam, że nie pozostanę wobec niej obojętna. Dlaczego...? 

Ponieważ to nic innego jak wykorzystywanie nazwy znanego większości z nas preparatu "Rutinoscorbin". Taki proceder zupełnie mi się nie podoba, a nawet wyjątkowo mnie denerwuje, gdyż to nabijanie ludzi w butelkę. "Rutinoscorbin" w tabletkach ma ugruntowaną już od wielu lat pozycję na gruncie specyfików aptecznych - co roku zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym każda apteka sprzedaje go "na pęczki", nawet rekomendacja farmaceuty nie jest specjalnie potrzebna. Ja fanką "Rutinoscorbinu" nie jestem, innych specyfików z rutyną również, ponieważ...  rutyna sama w sobie bardzo  kiepsko się wchłania. A w składzie preparatu mamy tylko rutynę oraz syntetyczną witaminę C, a więc właściwie nic specjalnego. 

Niedawno producent (Glaxo - potentat farmaceutyczny) wprowadził na rynek nowy preparat  "Rutinoscorbin junior" żelki. Oczywiście zaraz ruszyła również kampania reklamowa w TV. :) Większość rodziców sugerując się nazwą spodziewała się, że w składzie mamy zarówno rutynę, jak i witaminę C, a także zakłada, że w sezonie jesienno-zimowym będzie to ciekawa alternatywa dla dzieciaków na wzmocnienie odporności. No tak... nazwa może i to sugeruje, ale co tak naprawdę znajduje się w składzie...?

sobota, 15 listopada 2014

Pulmex baby - czym można go zastąpić...?

Bardzo często do apteki przychodzą mamy z zapytaniem o maść "Pulmex baby". Właściwie to się nie dziwię - sama wielokrotnie stosowałam ją u dzieciaków i z reguły byłam zadowolona z efektów. Niestety maść ta nie jest już dostępna w Polsce i bynajmniej nie jest to kwestia kiepskiego zaopatrzenia apteki (jak czasami zdarza mi się słyszeć). Na szczęście jednak nie ma rzeczy (ani ludzi) ;) niezastąpionych. :)
Okazuje się, że jest wiele innych specyfików, które z powodzeniem można zastosować zamiast znanego większości mamom "Pulmexu baby":)

Pewnie część z Was pomyślała tutaj o równie popularnej maści rozgrzewającej Vicks "VapoRub", która obecnie dostępna jest w aptekach w słoiczkach o pojemności 50 ml i (dla fanów formy "maxi") 100 ml. I słusznie. 
Jest to maść, która z powodzeniem może być stosowana przy stanach zapalnych błony śluzowej nosa i gardła, a więc... na katar i kaszel jak znalazł. 

Ale UWAGA! Poza olejkiem eukaliptusowym i terpentynowym, mamy w składzie... mentol i kamforę. Co to takiego kamfora...? Ano nic innego jak stała frakcja olejku z drewna cynamonowca kamforowego (drzewa kamforowego). Brzmi egzotycznie, bo roślina ta występuje jedynie w Chinach, Tajwanie, Japonii, bądź Wietnamie. W temperaturze pokojowej kamfora sublimuje, czyli przechodzi w stan pary, stąd powiedzenie "znika jak kamfora". Ale czemu tyle szumu wokół kamfory...? W większych ilościach może ona działać toksycznie i powodować między innymi drgawki, nadpobudliwość nerwową, czy dezorientację. Na toksyczne działanie kamfory narażone są przede wszystkim dzieci. Maść Vicks "VapoRub" jest więc zalecana dla dzieci dopiero od 5 roku życia i o tym pamiętajcie! Mimo, że to postać maści i stosowanie zewnętrzne, to jednak warto wiedzieć, że kamfora łatwo wchłania się przez skórę i błony śluzowe. 

Co więc może być alternatywą dla "Pulmexu" dla młodszych dzieciaków?

niedziela, 9 listopada 2014

Podbiał pospolity - bezpieczeństwo stosowania

Wielokrotnie podczas pracy w aptece spotkałam się z przekonaniem, że preparaty ziołowe przecież nikomu nie zaszkodzą. Powszechnie uważa się bowiem, że "to tylko ziółka". No cóż... niby tak, ale te "ziółka" mogą być czasem bardzo niebezpieczne. Dziś więc postanowiłam wziąć "na tapetę" podbiał pospolity (Tussilago farfara). Jak co roku o tej porze bardzo lubianym preparatem zwłaszcza wśród osób starszych są pastylki do ssania "Tymianek i Podbiał" z firmy Glaxo. Zauważam, że wiele osób przyjmuje je niemal jak cukierki. :) Hihi... Mi jakoś specjalnie nie smakują, więc gdybym miała ochotę na cukierki wolałabym na przykład "krówkę z Milanówka" (podobno nie ma lepszych w Polsce), ;) ale... wiem, że są amatorzy pastylek z tymiankiem i podbiałem. 
Ale czy są one do końca bezpieczne i o czym należy wiedzieć stosując preparaty z podbiałem...?

Zacznijmy więc od małego wstępu. Podbiał pospolity to wieloletnia roślina z rodziny astrowatych. Występuje ona dość powszechnie w całej Polsce, szczególnie w wilgotnych zaroślach, rowach i przydrożach. Pewnie każdy z Was miał już nieraz przyjemność spotkać się z podbiałem. :) Łacińska nazwa tej rośliny: Tussilago farfara pochodzi od słowa tussis = kaszel, bo właściwie już w starożytności podbiał stosowany był do leczenia stanów zapalnych dróg oddechowych.  
Surowcem leczniczym jest liść i kwiat podbiału, a także sok z świeżych liści i kwiatów. Liść podbiału zawiera między innymi substancje śluzowe, które powlekają podrażnione gardło i zmniejszają stan zapalny. Dodatkowo podbiał wykazuje działanie wykrztuśne i ułatwia usuwanie wydzieliny z górnych dróg oddechowych, a także działa przeciwbakteryjnie, a więc... na obolałe gardło i przy trudnościach z odkrztuszaniem "jak znalazł". :) 
Poza wspomnianym we wstępie preparatem "Tymianek i podbiał" z Glaxo, mamy także preparaty konkurencyjne: Gardlox "Tymianek i podbiał plus" oraz "Tymianek z podbiałem plus 20 dodatkowych ziół". Dla fanów syropów także się coś znajdzie. :) 

niedziela, 2 listopada 2014

Antybiotyki

W ostatnim czasie zauważyłam w aptece zdecydowany wzrost sprzedaży antybiotyków, co oczywiście nie jest niczym zaskakującym, bo sezon na infekcje rozpoczął się pełną gębą. Postanowiłam więc dziś wziąć pod lupę tą grupę leków, ponieważ ich prawidłowe stosowanie jest niezmiernie ważne w kontekście skuteczności działania. Aby Was nie zanudzić na dobre postaram się zebrać najistotniejsze kwestie w punktach, czyli... krótkie vademecum stosowania antybiotyków:

1) Pamiętajcie, że antybiotyk to nie jest cudowne panaceum na wszelkie infekcje i nie pomoże (a nawet czasami zaszkodzi) przy infekcji wirusowej, a ... tak się składa, że większość infekcji ma charakter wirusowy. A więc... nie domagajcie się recepty na antybiotyk podczas każdej wizyty u lekarza. Przeziębienie z powodzeniem leczone może być bez antybiotyku. :)

2) Antybiotyk zawsze należy stosować zgodnie z dawkowaniem zaleconym przez lekarza. Koniec i kropka! Nie polecam nic kombinować ze zmniejszeniem, czy zwiększeniem dawki. 
W przypadku antybiotyków niezmiernie istotne jest, aby przez cały czas terapii utrzymane było odpowiednie stężenie leku we krwi, a więc regularność stosowania to podstawa. Zapominalscy niech sobie ustawią "przypominajkę" w telefonie, bo nawet pominięcie jednej dawki nie jest wskazane. 

Pamiętajcie również, że antybiotyki stosujemy w równych odstępach czasu, a więc:
- dawkowanie 2 razy dziennie oznacza, że przyjmujemy lek co 12 godzin
- dawkowanie 3 razy dziennie oznacza, że przyjmujemy lek co 8 godzin
- dawkowanie 4 razy dziennie oznacza, że przyjmujemy lek co 6 godzin (wiem, wiem.... wymaga to pobudek nocnych, ale niestety - "mus to mus" ;)