środa, 28 maja 2014

Jak długo jest ważna recepta?

Uffff... ale gorąco. :) W taką pogodę zupełnie opuściło mnie natchnienie, pewnie Wy również wolicie wygrzewać się na słońcu, niż czytać "moje wypociny"..., ale regularność wpisów na blogu rzecz święta. Dziś jednak będzie trochę nietypowo, a mianowicie słów kilka na temat ważności recepty. ;) Sprawa niby oczywista, choć jednak nie dla wszystkich klientów aptek, więc spróbuję jakoś uporządkować temat.

Recepta "standardowa" - czyli recepta na większość leków z aptecznej półki (np. leki na nadciśnienie, cukrzycę, leki stosowane przy chorobie wrzodowej i inne) ważna jest 30 dni i niestety ani dnia więcej. Ale UWAGA! 30 dni nie zawsze oznacza w praktyce jeden miesiąc, no bo wiadomo.. miesiąc może mieć 30, 31, 28, a czasami 29 dni.. Hihi... Serdecznie pozdrawiam wszystkich urodzonych 29 lutego. :) 
Właśnie dlatego przyjęto termin ważności standardowej recepty jako 30 dni. Co to oznacza w praktyce...?
Jeśli na przykład macie receptę wystawioną 6 grudnia, to 6 stycznia będzie już przeterminowana. Zgodnie z tym, co napisałam wcześniej, ostatni dzień realizacji takiej recepty to 5 styczeń, bo ... grudzień ma 31 dni. I nie jest to bynajmniej złośliwość farmaceuty stojącego za okienkiem, ;) ale takie recepty są później kwestionowane przez NFZ.
Oczywiście, jeżeli leki zapisane na recepcie są Wam niezbędne, to w większości aptek jest możliwość realizacji takiej recepty ze 100% odpłatnością. Nie jest to jednak z reguły dla pacjenta opłacalne.

Żeby czasem nie było za łatwo, niestety jak od każdej reguły mamy wyjątki, choć na szczęście nie jest ich wiele.

czwartek, 22 maja 2014

Zioła na odchudzanie

Mam znajomą, Królową Tysiąca Diet i Efektu Jo-Jo. Tak o sobie opowiada:
"Lubię jeść i nie lubię ćwiczyć. Co zrobić, aby to było odwrotnie? Jak się zmotywować do ćwiczeń i sałaty? Ileż to razy mówiłam, że niestety dziś nie pójdę na basen, bo... cytuję: "za zimno - przeziębię się, przecież wiesz jaka jestem wrażliwa na zimno", "za gorąco - uduszę się, przecież wiesz jaka jestem wrażliwa na duchotę" i tak dalej, i tak dalej. :). Dziesięć kilogramów temu lepiej mi się oddychało i żyło, nie bolał mnie kręgosłup i lubiłam kupować ubrania. Gdzie jest ta dziewczyna w rozmiarze 36?"

Takich historii jak ta słyszymy wiele. Często wydajemy krocie na wszelkiego rodzaju suplementy i diety cud. Jednak najczęściej tylko odchudzamy portfel. :). Szukamy czegoś ZAMIAST. Potrafimy siedzieć przed komputerem godzinę w poszukiwaniu kolejnego cudu na zrzucenie oponki, ZAMIAST w tym czasie spojrzeć na talerz i przypomnieć sobie co się jadło w ciągu dnia. Warto notować co się je (dokładnie) i ile. Gdy mamy już te zapiski łatwiej rozmawiać z dietetykiem. I trzeba by odpowiedzieć też sobie na pytanie: po co tyle jem?

Pamiętajmy też, że prawidłowe odżywianie i dobrze zbilansowana dieta są podstawą zarówno zdrowia jak i figury, natomiast diety nieracjonalne prowadzą do efektu jo - jo. Ponoć jest tak, bo organizm zapamiętuje 'chudsze czasy' (pamięć metaboliczna) i po ich zakończeniu zaczyna gromadzić zapasy. Mamy mądre ciało, które boi się głodu, więc gromadzi zapasy na 'czarną godzinę'.

Jeżeli chodzi o ruch, to zanim kupimy karnet, przemyślmy co lubimy robić. Trudno "kanapowca" namówić do biegania i startu w maratonie, to zresztą nie jest wskazane - lepiej rozpocząć od marszu lub chodzenia z kijami. Gdy lubimy kontakt z ludźmi, muzykę i maszyny, wybór siłowni wydaje się super. Ale gdy wolimy zieleń drzew, naturę, wyciszenie, to nie pchajmy się do siłowni, bo ją za chwilę znienawidzimy, może lepiej robić regularne szybkie spacery po parku. Dla preferujących proste układy taneczne - zumba - taniec plus ćwiczenia, dużo energii, nie czuć, że się ćwiczy, alternatywa dla niecierpliwych. :) I ponoć jedno z prostszych ćwiczeń i przynosi efekty - codzienny szybki marsz 30min.

Jeżeli chcemy wspomóc odchudzanie preparatami ziołowymi to możemy zastosować babkę jajowatą, garcynię, dziurawiec, guaranę, morszczyn.
Należy jednak pamiętać, że większość z nich nie ma potwierdzonej skuteczności w badaniach naukowych.

środa, 14 maja 2014

Jak wzmocnić odporność?

Długo zastanawiałam się, o czym by tu napisać, bo jakoś z natchnieniem ostatnio jestem na bakier. Hihi... chyba wszystko przez tą zmienną pogodę. Padło na... odporność, bo nie ma dnia w pracy, żebym nie słyszała "poproszę coś na wzmocnienie odporności". Niby lato zbliża się wielkimi krokami, a jednak infekcje wciąż są "na tapecie". Zdecydowanie najgorzej sytuacja wygląda u dzieciaków, zwłaszcza w okresie przedszkolnym. Sama jestem mamą niespełna 6 latka, który do przedszkola uczęszcza "w kratkę", więc temat jest mi szczególnie bliski.

Zanim sięgniemy po preparaty z aptecznej półki, z których skutecznością jest niestety różnie, polecam zwrócić uwagę na kilka kwestii:

1) Właściwie odżywianie, czyli dieta bogata w warzywa i owoce. Wiem, że się powtarzam się, ale to naprawdę istotny czynnik, który wpływa na odporność naszych milusińskich.
2) Ruch, ruch i jeszcze raz ruch ;) a więc... zamiast przesiadywania przed TV czy komputerem, zabierzcie te swoje pociechy na rower, rolki, czy po prostu na spacer. Rozumiem, że często wygodniej jest włączyć bajkę i mieć święty spokój, ale naprawdę "nie tędy droga".
3) Odpowiednia higiena i długość snu - to naprawdę także niezmiernie istotne. 

Niech to będzie takie swoiste ABC wzmocnienia odporności.

A jeśli nie pomoże...? No właśnie... wtedy oczywiście można udać się do apteki. Apteczne półki niemal uginają się od preparatów "na odporność", a więc jest w czym wybierać. Niezmiernie popularne są preparaty z wątroby rekina, jeżówki, czy aloesu, a także preparaty z witaminą C, bądź rutyną. Niestety nie ma póki co zbyt wielu wiarygodnych badań klinicznych na ich skuteczność.


środa, 7 maja 2014

Drożdże piwne

Dziś będzie o drożdżach piwnych czyli 'Twoje pożywienie powinno być lekarstwem'.
Nie wiem jak Wy, ale ja kocham ciasto drożdżowe. Z kruszonką ma się rozumieć. :) Już sam fakt, że tak cudnie wyrasta w cieple. A kiedy siedzi w piekarniku to pachnie nim cały dom. :)

Drożdże były związane z człowiekiem od początków cywilizacji. Ponoć już w starożytności Hipokrates zalecał spożywanie napoju z drożdży jako środka wzmacniającego i źródła wielu witamin. Tak na marginesie to właśnie Hipokrates, ojciec medycyny, mówił, że 'Jedzenie, picie, sen, miłość cielesna – wszystko z umiarem'. :)

Tak więc dzięki drożdżom mamy coś dla ciała - ciasto drożdżowe (drożdże piekarnicze), ale również coś dla ducha, a mianowicie wino (drożdże winne) oraz piwo (drożdże piwne). Te drożdże z apteki to właśnie drożdże piwne, a te na pizzę to drożdże piekarnicze.
Warto też dodać, że wszystkie wymienione szczepy drożdży należą do gatunku Saccharomyces cerevisiae.

Ale drożdże to nie tylko jedzenie i picie, to również triumf genetyki. W 1996 roku 600 naukowców w 100 laboratoriach na świecie głowiło się jak tu z drożdży zrobić coś więcej niż bułeczkę. Udało się. Eureka! Naukowcy odczytali DNA drożdży. Drożdże były pierwszym organizmem eukariotycznym, którego DNA udało się odczytać. Dalsze badania wykazały, że genom człeka i grzyba jest w 1/4 podobny (powitanie 'Ty stary Grzybie :)' nabiera jakby bliższego sercu znaczenia. Skoro takie podobne i niezaraźliwe (w odróżnieniu do np. bakterii), to można podpatrzeć jak różne procesy zachodzą w grzybie, a potem odnieść to do człowieka. I tak się też stało. Grzyb stał się modelem m. in choroby Altzheimera. 
Dziwne, gdy się o tym myśli wyrabiając ciasto. :)) 

piątek, 2 maja 2014

Jak łagodzić oparzenia słoneczne?

Za oknami wiosna pełną parą. :) Ja osobiście uwielbiam słońce. Pewnie wśród czytelników bloga znajdzie się sporo amatorów opalania, ale nie ma co się temu dziwić - ładna opalenizna dodaje uroku. ;)
Pamiętajcie jednak, aby zawsze z umiarem korzystać z promieni słonecznych, bo jak to mawiają - co za dużo, to niezdrowo. ;) Stosowanie kremów z filtrami ochronnymi to podstawa! I proszę - nie zapominajcie o tym w ferworze urlopowych atrakcji. Więcej na ten temat w poście TUTAJ, a dziś w nawiązaniu do tematu, kilka słów o tym jak radzić sobie z oparzeniami słonecznymi. Zapewne niejednemu z Was zdarzyło się przesadzić z przebywaniem na słońcu... wiadomo... plaża, zimne piwko, delikatna bryza morska... to wszystko sprawia, że nietrudno jest się zapomnieć i... poparzenie gotowe.

Jak sobie pomóc, gdy słoneczko dało się we znaki i nasza skóra nabrała aż nadto różowego koloru? Opowiem Wam pewną anegdotę. W podróż poślubną wybraliśmy się z mężem na Gran Canarię. Widok z balkonu hotelowego na ocean cudowny i... mój mąż tak się nim zachwycił, że spędził kilka godzin podziwiając panoramę i majaczący się wulkan Teide w oddali, a ... słońce grzało. ;) Oczywiście posmarował kremem twarz i ręce, ale zapomniał o stopach i łydkach, a wieczorem okazało się, że były one totalnie poparzone. Miał jednak szczęście, że poślubił farmaceutkę. ;) W moim bagażu nie zabrakło pianki z pantenolem, która była ukojeniem dla jego spalonej skóry. Ulga była natychmiastowa. :) No właśnie... myślę, że w przypadku poparzeń słonecznych spray z pantenolem powinien być numerem jeden. Forma pianki sprawia, że aplikacja jest niezmiernie prosta. Co warte podkreślenia - nie ma potrzeby mocnego wcierania w skórę, piankę można pozostawić do wchłonięcia na jej powierzchni.