wtorek, 28 maja 2013

Katar alergiczny

Chyba większość z nas lubi wiosnę, bo przyroda budzi się do życia,  jest pięknie, wszystko kwitnie. Mi najbardziej podobają się kwitnące drzewa owocowe, szczególnie morele ;), ale... niestety wiosna nie dla wszystkich jest taką sielanką. Część osób co roku na wiosnę musi zmagać się z pyłkami roślin, które są bądź co bądź dość trudnym, a czasami nawet groźnym przeciwnikiem. Wszędobylskie pyłki mikroskopijnej wielkości bardzo łatwo wnikają bowiem do organizmu (głównie przez nos i gardło) i u osób nadwrażliwych mogą wywoływać objawy alergiczne, jak na przykład: katar, kaszel czy też zapalenie spojówek. Na czarnej liście pyłków, które szczególnie dają się we znaki alergikom, można znaleźć między innymi pyłki: leszczyny, topoli, olchy, dębu, brzozy czy wierzby, a także pyłki traw.




Osoby, których dotyczy problem alergii na pyłki, powinny znać okresy pylenia roślin i pamiętać, że różny jest czas kwitnienia (pylenia) tej samej rośliny w różnych regionach geograficznych Polski. Ponadto warto śledzić komunikaty o aktualnym i prognozowanym stężeniu pyłku roślin, które można znaleźć na internecie lub na antenie TVN Meteo. 
Nie od dziś wiadomo, że najlepszym sposobem walki z alergią jest ograniczenie bezpośredniego kontaktu z alergenem. Oczywiście nie da się wyeliminować pyłków z naszego otoczenia, jednak można ograniczyć przynajmniej częściowo kontakt z nimi. W suche i słonecznie dni stężenie pyłków jest największe. Warto o tym pamiętać i unikać wtedy spacerów tam, gdzie jest zielono. Gdy stężenie pyłków jest szczególnie duże, dobrym azylem dla alergika będzie dom, choć oczywiście nie zawsze da się zamknąć w czterech ścianach ;) W dzień najlepiej nie otwierać okien, a wietrzyć mieszkanie głównie nocą lub wczesnym rankiem, szczególnie po deszczu. Wychodząc na zewnątrz dobrze jest zakładać okulary przeciwsłoneczne, które ochronią nasze oczy.

Co jednak zrobić, jeśli już dopadnie nas katar alergiczny? 
Katar sienny (alergiczny) to nic innego jak stan zapalny błony śluzowej nosa. Staje się ona obrzęknięta i produkuje nadmierne ilości śluzu. Główne objawy alergicznego nieżytu nosa to: wyciek wodnistej wydzieliny z nosa, uczucie zatkania nosa, nasilony świąd oraz kichanie. Niestety są to w większości objawy bardzo uciążliwie i pacjenci często zgłaszają się z nimi do apteki. 

Jak więc można je załagodzić?

Na pewno warto nawilżać śluzówkę nosa i regularnie ją oczyszczać za pomocą wody morskiej. Na rynku aptecznym mamy tutaj całą gamę preparatów do higieny nosa np. "Marimer" czy "Sterimar". W przypadku kataru alergicznego polecane jest stosowanie wody morskiej wzbogaconej manganem. Mangan bowiem wykazuje działanie antyalergiczne i hamuje uwalnianie histaminy, która odpowiada za większość objawów alergicznych. W łagodzeniu objawów alergicznego nieżytu nosa pomocne mogą być też preparaty do stosowania miejscowego, zawierające substancję o działaniu przeciwalergicznym -kromoglikan disodowy. Przykładem jest aerozol donosowy "Cromohexal".

Obecnie jednak standardem przy alergicznym zapaleniu błony śluzowej nosa jest stosowanie donosowo glikokortykosteroidów, i to zarówno u dzieci jak i dorosłych. Preparatów jest tutaj sporo, np. "Buderhin", "Avamys", "Nasonex" czy "Fanipos". Wszystkie wydawane są z apteki na podstawie recepty i o ich stosowaniu zawsze decyduje lekarz. Z reguły są to preparaty dobrze tolerowane, a z uwagi na bardzo niską biodostępność, czyli część dawki, która przedostaje się do krążenia ogólnego, mogą być stosowane przewlekle. Efekty uboczne pojawiają się rzadko i najczęściej związane są z nieprawidłową aplikacją leku. Są to: tworzenie się strupów, wysuszenie błony  śluzowej nosa, czy krwawienia z nosa. 
Pamiętajcie, żeby zawsze donosowe preparaty sterydowe aplikować po dokładnym oczyszczeniu nosa za pomocą soli fizjologicznej lub roztworu wody morskiej. Warto podkreślić także, aby dozownik leku kierować w stronę bocznej ściany nosa, a nie na przegrodę nosową. Nie zawsze lekarze o tym mówią, a jest to bardzo ważne. I pamiętajcie, że pełne działanie kortokosteroidów donosowych rozwija się po kilku dniach stosowania, więc efekt nie będzie natychmiastowy. U części chorych poleca się rozpoczęcie kuracji na 7-10 dni przed nierozpoczęciem sezonu pylenia, aby uzyskać maksymalny efekt.

Czasami jednak leczenie miejscowe nie wystarcza i trzeba sięgnąć po doustne leki przeciwhistaminowe. Kiedyś wydawane były one z apteki tylko na podstawie recepty lekarskiej. Obecnie mniejsze ich opakowania nabyć można bez recepty, choć oczywiście przy długotrwałym stosowaniu warto mieć receptę, bo niektóre z tych leków są refundowane. 
Leki te podzielić można na kilka generacji:

Leki I generacji są obecnie rzadko stosowane, z uwagi na nasilone działania niepożądane ze strony ośrodkowego układu nerwowego tj. senność, otępienie, zaburzenia koordynacji ruchowej, a także trudności w oddawaniu moczu, czy zaburzenia ze strony przewodu pokarmowego. Kiedyś popularny był choćby "Diphergan" , dziś stosuje się go rzadko, podobnie zresztą jak "Clemastinum", czy "Ketotifen".

Większość preparatów stosowanych przy alergicznym nieżycie nosa, należy do II generacji leków przeciwhistaminowych. Leki te pozbawione są większości działań niepożądanych, charakterystycznych dla leków I generacji i zna je chyba każdy alergik ;)  Zaliczamy do nich między innymi:

  • cetyryzynę (preparaty: "Zyrtec", "Allertec", "Alerzina", "Amertil") Uwaga! Preparaty z cetyryzyną mogą powodować senność i zaburzenia koncentracji. Nie powinno się ich stosować przy prowadzeniu pojazdów czy obsłudze maszyn.

  • loradatynę (preparaty "Aleric", "Claritine", "Flonidan", "Loratan") Loratadyna także niekiedy może powodować senność, co zależy od predyspozycji organizmu. Każdy więc powinien sam sprawdzić reakcję swojego organizmu na ten lek.

Generalnie jednak, tak jak wszystko, tak i rynek leków stale się rozwija i dziś bardzo popularne są leki przeciwhistaminowe, przez niektórych klasyfikowane jako leki III generacji, a przez niektórych zaliczane do generacji II. 
Są to:

  • bilastyna ("Bilaxten" - na receptę)
  • feksofenadyna ("Telfexo" w dawce 120mg i 180mg - na receptę, ale  np. "Allegra" w dawce 120mg - bez recepty)
  • desloratadyna ("Aerius" - na receptę)
  • rupatadyna ("Rupafin" - na receptę)
  • lewocetyryzyna ("Xyzal"-na receptę, ale "Lirra Gem" - bez recepty)

Leki te skutecznie redukują wydzielinę z nosa, kichanie i świąd. Uważa się, że są one pozbawione efektu sedacji (senność, otępienie) i mogą być bezpiecznie polecane kierowcom, ponieważ nie obniżają sprawności psychofizycznej. Zawsze jednak warto indywidualnie ocenić reakcję organizmu na lek.

Pamiętajcie także o preparatach wapnia "dedykowanych" alergikom. Czasami w składzie mamy dodatkowo kwercetynę, która wspomaga działanie przeciwuczuleniowe. Przykładem jest "Calcium Duo Alergo" Polskiego Leku.

Warto poszukać związków o działaniu antyalergicznym także w świecie roślin. 
Przykładem jest chociażby pachnotka zwyczajna, która łagodzi objawy alergii na pyłki i roztocza, oraz katar sienny. Wyciąg z nasion pachnotki zwyczajnej wchodzi w skład preparatu "Allergocaps". Za 30 kapsułek trzeba zapłacić kilkanaście złotych, więc bardzo przyzwoicie.

Jak więc widać, jest wiele preparatów, które mogą pomóc przetrwać alergikom ciężkie chwile, gdy zaatakują pyłki ;) Zawsze jednak leczenie alergicznego nieżytu nosa powinno być dostosowane do danego pacjenta i uzależnione od rodzaju alergenu oraz nasilenia dolegliwości.


Warto również przeczytać:

piątek, 24 maja 2013

Desmoxan, czyli jak rzucić palenie

Dzisiejsza pogoda za oknami nie napawa optymizmem, ale mimo wszystko wybrałam się z dzieciakami na spacer. W drodze powrotnej spotkał nas deszcz, więc schowaliśmy się pod wiatę przystankową i ... moje nerwy zostały wystawione na próbę, bo niejaki jegomość w średnim wieku, siedząc na ławce przystanku ostentacyjnie palił papierosa. Jak widać, nie wszyscy wzięli sobie do serca zakaz palenia w miejscach publicznych... niestety :(

Dziś więc kilka słów o nałogu palenia, bo mimo wszystko to w dalszym ciągu problem bardzo powszechny. Statystyki są na tym polu niestety przygnębiające, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Na koniec wspomnę o lekach, które mogą pomóc w rzuceniu nałogu.

Za fizyczne uzależnienie od papierosów odpowiada nikotyna i to ona jest główną przyczyną nałogowego palenia tytoniu. Nikotyna już po kilku sekundach od podania działa na układ nerwowy, zarówno autonomiczny, jak i ośrodkowy. Odpowiada ona za pobudzenie tzw. układu nagrody, stąd uczucie przyjemności jakie nam towarzyszy, gdy zaciągamy się dymem papierosowym. Ale pamiętajcie, że nikotyna jest silną trucizną i może spowodować ostre zatrucie objawiające się między innymi: nudnościami, wymiotami, zawrotami głowy, zaburzeniami akcji serca czy oddechu. 
Warto też uświadomić sobie, że papieros jest nie tylko źródłem nikotyny, ale dostarcza on palaczowi z dymem tytoniowym bardzo wielu substancji chemicznych, z których około 40 związków ma udowodnione działanie rakotwórcze. Po co więc świadomie narażać swoje zdrowie, sięgając każdego dnia po papierosa? Wiem, wiem.... niektórzy mają taki poranny rytuał, że zamiast śniadania to kawa i papierosek, ale uwierzcie, że nie warto tak zaczynać dnia. Nie warto, bo po pierwsze szkoda zdrowia, a po drugie szkoda pieniędzy. Nie wiem jak Wy, ale ja wolę zamiast "puszczać z dymem" tyle kasy, a w skali roku są to naprawdę spore sumy, wybrać się na jakąś ciekawą wycieczkę ;)


sobota, 18 maja 2013

Jak się pozbyć ciemieniuchy?

Dość dawno nie było na moim blogu wątków "dziecięcych", a przecież ostatnio moje życie upływa pod hasłem "dzieciaki" :), bo opieka nad moimi Szkrabami pochłania mnie niemal całkowicie. Dziś więc kilka słów na temat ciemieniuchy, która kiedyś uważana była za wynik nieodpowiedniej pielęgnacji niemowlaka i zaniedbań mamy. Czasy się jednak zmieniają i teraz podejście jest już zupełnie inne. Na szczęście :)

Ciemieniucha to częsta, aczkolwiek z reguły niegroźna przypadłość małych dzieci, która objawia się żółtawymi, łuszczącymi się zmianami na główce dziecka. Nazwa ciemieniucha pochodzi od "ciemiączka", bo właśnie obok niego najczęściej się umiejscawia. Czasami jednak zmiany są tak rozległe, że zaobserwować je można poza owłosioną skórą głowy, także za uszkami, niedaleko brwi, czy noska,  a nawet w okolicy pieluszkowej. 
Co jest przyczyną ciemieniuchy? Do końca nie wiadomo, ale uważa się, że jest ona wynikiem działania hormonów mamy, które jeszcze jakiś czas po porodzie krążą w organizmie dziecka. Prawdopodobnie to one odpowiadają za nadmierną aktywność gruczołów łojowych w skórze dziecka i tym samym ciemieniuchę. Niestety... My kobiety nie mamy lekko ;) - nie dość, że musimy znosić trudy ciąży i porodu, to jeszcze potem pośrednio na nas zwala się "winę" za takie przypadłości naszych Szkrabów jak ciemieniucha czy trądzik niemowlęcy. On też podobno występuje za sprawą hormonów mamy.

Wracając jednak do tematu.
Ciemieniucha pojawia się często w okolicy 3-6 tygodnia życia i z reguły ustępuje po ukończeniu 3 miesiąca życia dziecka. Czasami jednak nawraca i pojawia się u starszych niemowlaków,  a nawet 2 latków. Właściwie poza tym, że jest to defekt kosmetyczny, bo rzeczywiście nasilona ciemieniucha wygląda bardzo nieestetycznie, nie jest ona w żaden sposób uciążliwa dla dziecka. Na szczęście nie swędzi! Nie znaczy to jednak, że można ją ignorować. Warto sobie uświadomić, że utrudnia ona skórze oddychanie, a nie leczona może przerodzić się w naprawdę twardą skorupę na główce naszego słodkiego Bobasa. I wtedy już nie będzie łatwo się jej pozbyć. Polecam więc zacząć walkę z ciemieniuchą, gdy tylko się pojawi. Pamiętajcie jednak, aby przy usuwaniu łusek z główki naszego szkraba zawsze zachować delikatność. Nie wolno w żadnym wypadku ich zdrapywać, bo skóra głowy niemowlaka jest naprawdę bardzo, bardzo wrażliwa i niezmiernie  łatwo ją podrażnić. 

W jaki sposób szybko można pozbyć się ciemieniuchy? Z pomocą może nam przyjść oliwka dziecięca. Wiem, wiem... dziś już odchodzi się od stosowania oliwki, ale w przypadku ciemieniuchy może ona okazać się pomocna. Wystarczy 15-30 minut przed kąpielą posmarować główkę dziecka oliwką i  ewentualnie, aby lepiej zadziałała, nałożyć na ten czas bawełnianą czapeczkę. Później myjemy główkę delikatnym szamponem i delikatnie za pomocą miękkiej szczotki wyczesujemy łuski. 
Z domowych sposobów można zrobić peeling z namoczonych wcześniej w ciepłej wodzie płatków owsianych. Taką "papkę owsianą" nanosimy na skórę głowy, a następnie wykonujemy delikatny masaż, co daje efekt złuszczająco-zmiękczający :) Właśnie przypomniały mi się "racuchy owsiane", które były moim rarytasem podczas ciąży ;)

Czasami jednak to nie wystarcza i trzeba sięgnąć po gotowe preparaty z aptecznej półki. Co więc mamy do dyspozycji?

Jak dla mnie bezwzględnym numerem jeden w tej dziedzinie, który sprawdził się i przy pierwszym dziecku i teraz, jest Mustela bebe "Szampon w piance dla noworodków". Jest to bardzo delikatny szampon w formie pianki, który i zapobiega i skutecznie leczy ciemieniuchę. Już po dwukrotnym użyciu, łuszczące się zmiany skórne na główce Synka ustąpiły. Teraz używam go profilaktycznie do mycia główki mojego Szkraba i problem z ciemieniuchą nie nawraca. Szampon jest bardzo wydajny - przekonałam się o tym przy pierwszym dziecku, a poza tym ładnie pachnie i nie szczypie w oczka. Cena  dość przyzwoita - ja kupiłam na promocji za 25 zł :) choć cena regularna to ok. 35 zł. 

Jeśli ciemieniucha jest bardzo nasilona, to z gamy produktów Mustela, mamy do dyspozycji jeszcze krem "Mustela Stelaker". Sama nie musiałam po niego sięgać w przypadku moich Szkrabów, ale słyszałam bardzo pozytywne opinie na jego temat. Krem ma lekką konsystencję, nie klei się i nie pozostawia tłustej warstwy i rzeczywiście skutecznie walczy z ciemieniuchą, co potwierdziło kilka moich koleżanek, którym go zarekomendowałam. W składzie mamy miedzy innymi tłuszcz z owoców awokado. "Stelaker" to produkt hipoalergiczny i warto podkreślić, że nie ma w składzie parabenów ani barwników. Tubka 40ml kosztuje ok. 35 zł, a więc jeszcze dość znośnie. 

Droższa inwestycja to  "SVR Xerial" - krem na ciemieniuchę. Za tubkę 50 ml trzeba zapłacić nawet ok. 60 zł. W składzie mamy m.in. mocznik, który odpowiada za działanie zmiękczające i wspomaga usuwanie łuszczących się zmian, a także alantoinę, masło Karite oraz witaminę B5, które łagodzą podrażnienia. Preparat podobno jest skuteczny, tylko według mnie cena jest nieco za wysoka, zwłaszcza za tego typu specyfik.

Inny preparat na bazie mocznika to krem z serii AA  "Ja i Mama krem na ciemieniuchę". Opinie także słyszałam raczej pozytywne, cena bardzo przyzwoita, bo kilkanaście złotych, choć podobno zapach jest mało przyjemny, ale to akurat pewnie da się przeżyć. Ja osobiście jakoś nie miałam ani okazji, ani wyraźnej potrzeby wypróbować żadnego produktu z serii AA "Ja i mama", ale może kiedyś nadrobię zaległości ;)

Jest jeszcze specyfik z serii Skarb matki "Olejuszka", który w składzie ma między innymi olej z krokosza, oraz ekstrakty roślinne z liści brzozy i kwiatu lipy. Skład więc chyba najdelikatniejszy z wszystkich wymienionych tutaj produktów, ale występuje oleista i tłusta konsystencja, co mi akurat średnio odpowiada... Obawiam się, że tłuste byłoby wszystko wokół ;) i podobno zapach też jest niezbyt przyjemny, więc preparat ten nie będzie na pewno moim skarbem ;)

Mimo, że z reguły dość łatwo pozbyć się ciemieniuchy, czasami konieczna może okazać się konsultacja dermatologiczna. Na pewno warto zasięgnąć porady lekarza, jeśli mimo usilnych starań po kilku-kilkunastu dniach zmiany nie zanikają, lub rozrastają się na coraz to większe obszary, albo strupki stają się wilgotne i zaczyna się z nich wydzielać żółtawy płyn. Warto też skorzystać z pomocy lekarskiej wtedy, kiedy zachowanie dziecka świadczy o tym, że zmiany mu w jakiś sposób przeszkadzają, pieką czy swędzą. 


Warto również przeczytać:

wtorek, 14 maja 2013

Koper włoski

Zaparzając sobie dzisiaj herbatkę koperkową, postanowiłam, że koper włoski (Foeniculum vulgare) będzie bohaterem tego posta, a więc ... dziś kolejny artykuł z cyklu o ziołach. 
Koper włoski to jedna z najstarszych roślin leczniczych. Jego zdrowotne właściwości znane i wykorzystywane były już w starożytności. Roślina ta pochodzi z rejonu Morza Śródziemnego i tam też występuje w stanie naturalnym. Ech.... tak szczerze to marzy mi się już odpoczynek w jednym z krajów położonym w tym rejonie np. cieplutkiej Algierii (nieskażonej jeszcze turystyką masową) :) ale chyba przy dwójce dzieci to na razie nierealne. 
W Polsce koper włoski jest uprawiany w południowej, zachodniej i centralnej części kraju. Chyba każdy zna jego charakterystyczne baldachowate kwiaty i dość mocny, anyżowy zapach. Surowcem leczniczym kopru włoskiego są owoce (Fructus Foeniculi) oraz olejek koprowy (Oleum Foeniculi). 

Owoc kopru ze względu na: działanie wiatropędne, rozkurczowe i pobudzające  perystaltykę jelit oraz wydzielanie soku żołądkowego, stosuje się w lecznictwie głównie w dolegliwościach przewodu pokarmowego. Jest on pomocny przy wzdęciach, zaburzeniach trawienia, braku łaknienia, nieregularnych wypróżnieniach, a także stanach skurczowych żołądka i jelit. 

W łatwy sposób można sporządzić sobie w warunkach domowych napar z owoców kopru. W tym celu wystarczy 1 łyżkę owoców kopru włoskiego zalać 2 szklankami wrzącej wody i zaparzać pod przykryciem około 20 minut. Potem całość należy odstawić na 10 minut, a następnie odcedzić i pić mniej więcej pół szklanki takiego naparu kilka razy dziennie. Taki napar na pewno będzie skuteczny przy wzdęciach oraz załagodzi uczucie ciężkości po posiłku, więc jeśli macie tego typu problemy, pamiętajcie o koprze.

Pracując w aptece zauważyłam, że chyba większość pacjentów z problemem wzdęć sięga od razu po leki takie jak "Espumisan", "Esputicon", czy reklamowany przez Magdę Gessler "Ulgix wzdęcia". Wydaje mi się jednak, że warto pamiętać o alternatywie ziołowej. Dość dobra na problemy trawienne jest na przykład herbatka "Boldo fix" zawierająca w składzie koper włoski, miętę oraz rumianek.

Dla tych zaś, którzy nie lubią parzyć ziółek i nie mają przekonania do herbatek, polecić mogę w 100% naturalny preparat z firmy Aboca "Finocarbo plus" kapsułki. 
Zawiera on w swoim składzie węgiel drzewny o własnościach pochłaniających oraz unikalną kompozycję ziołowych ekstraktów, między innymi z kopru włoskiego, a także rumianku, kminku zwyczajnego, kminu rzymskiego oraz olejki eteryczne z mięty i kopru włoskiego. 
Dlaczego właśnie ten preparat? 
Tak różnorodny skład na pewno skutecznie złagodzi wzdęcia czy uczucie ciężkości po posiłku. Podkreślić należy także wygodę stosowania, bo jest to specyfik w formie kapsułek, łatwych do przełknięcia. 
Powiem wam szczerze, że sporo poczytałam o procesach produkcyjnych i technologicznych firmy Aboca, która jest we Włoszech zdecydowanym liderem w produkcji i sprzedaży preparatów roślinnych i naprawdę jestem pod wrażeniem. Wszystkie rośliny pochodzą z własnych, ekologicznych upraw firmy i wolne są od pestycydów, środków ochrony roślin i nawozów. Jako ciekawostkę podam fakt, że Aboca uprawia ponad 70 gatunków roślin leczniczych na ponad 1800 akrach pól w sercu Toskanii. Co ważne, w procesie produkcji nie stosuje się substancji wypełniających, utrwalających, barwiących, zapachowych ani konserwantów, mamy więc produkt rzeczywiście w 100% naturalny. 
Dla porównania weźmy sobie dowolny preparat Colfarmu z serii "Zioła w tabletkach" np. Melisa, gdzie poza ekstraktem z melisy mamy w składzie całą masę substancji pomocniczych tj. celuloza mikrokrystaliczna, sole magnezowe kwasów tłuszczowych, sól sodowa karboksymetylocelulozy, dwutlenek krzemu, sorbitol, kwasy tłuszczowe, guma arabska, karagen. Chyba więc nazwa "zioła w  tabletkach" jest zdecydowanie na wyrost, bo mamy w nich nie tylko zioła ;)), ale całą masę niekoniecznie potrzebnych substancji dodatkowych.

A wracając do kopru, to warto tutaj wspomnieć też o tym, iż jest to surowiec bardzo często wykorzystywany także w pediatrii, głównie jako środek antykolkowy. Z owoców kopru sporządza się pierwsze napoje (herbatki), które podać można dzieciom już od drugiego tygodnia życia. Herbatka koperkowa ułatwia usuwanie gazów jelitowych, które powodują bolesne skurcze i bóle brzuszka (niemowlęca kolka jelitowa), przez co działa przeciwbólowo i uspokajająco. Umożliwia ona dziecku (a także rodzicom) ;) spokojny sen. Mojego młodszego Synka na szczęście kolki ominęły :), jednak przy starszym przekonałam się jak męczące one bywają i dla dzieciaczka i dla rodziców. 

Owoc kopru wykazuje także słabe działanie uspokajające oraz pobudzające laktację. Jest składnikiem herbatek laktacyjnych np. "MioBio herbatka dla matki karmiącej", albo "Herbatka ziołowa dla matek karmiących wspomagająca laktację" Herbapolu Warszawa. Mi osobiście smakowo bardziej odpowiada ta druga ;), choć efekt jest przy obydwu podobny.

Działanie owocu kopru nie ogranicza się jednak do laktacji i przewodu pokarmowego. Pobudza on także wydzielanie śluzu w górnych drogach oddechowych (gardło, krtań, tchawica), a także przywraca prawidłowy ruch nabłonka rzęskowego, przez co ułatwia odkrztuszanie. O jego działaniu wykrztuśnym chyba często niestety zapominamy.

Innym często stosowanym składnikiem pozyskiwanym z kopru włoskiego jest olejek koprowy. Wykazuje on, podobnie jak owoc kopru, działanie wiatropędne i rozkurczowe na mięśnie gładkie przewodu pokarmowego, a także działanie sekretolityczne w obrębie dróg oddechowych ( zwiększa objętość wydzieliny, a zmniejsza jej gęstość, ułatwiając odkrztuszanie), stąd jego zastosowanie jest podobne do owoców kopru. Doustnie olejek koprowy powinien być jednak stosowany ostrożnie, bo w nadmiarze może powodować podrażnienie błon śluzowych przewodu pokarmowego, a nawet odurzenie. Nie należy stosować olejku koprowego w ciąży, ponieważ pobudza on skurcze macicy.

Warto wspomnieć, że olejek z kopru działa także przeciwbakteryjnie oraz przeciwpasożytniczo, dlatego zwalcza się przy jego pomocy niektóre choroby pasożytnicze (np. świerzb, wszawicę), stosując go zewnętrznie.
Jako ciekawostkę podam fakt, że olejek z kopru jest także składnikiem niektórych kosmetyków antycellulitowych z racji na fakt, iż poprawia mikrokrążenie skórne. Ciekawe, prawda?

Poza tym koper włoski jest jednym ze składników, znanej pewnie większości z Was oraz zyskującej coraz większą popularność tzw. 'maści końskiej', stosowanej przy bólach mięśniowo-stawowych. Ma on bowiem działanie przeciwskurczowe i łagodzące bóle reumatyczne.

I uwaga panowie ;) pewnie nie wszyscy z Was wiedzą, ale koper w świecie antycznym był znanym afrodyzjakiem:) Może warto zatem częściej używać go w kuchni...? ;)


Warto również przeczytać:

niedziela, 12 maja 2013

Konkurs Minilinia - wyniki

Czas szybko leci, przyszła więc pora na rozwiązanie konkursu ogłoszonego tydzień temu. Dziękuję za nadesłane odpowiedzi, wszystkie były prawidłowe, ale dla porządku napiszę, że:

1. Jednym z głównych składników Minilinii oprócz kompleksu Oxylia® jest chrom.
2. Najczęściej stosowanym lekiem na jet-lag jest melatonina.
3. Owoc aceroli jest źródłem witaminy C.

Rękami mojego starszego syna wylosowałam pięciu zwycięzców. 



Oto oni:

Joanna z Sanoka
Celina z Chróścic
Katarzyna z Włocławka
Aleksandra z Gdańska
Emila z Nieszawy

Zwycięzcom serdecznie gratuluję, a nagrody wyślę pocztą w przyszłym tygodniu.

poniedziałek, 6 maja 2013

Minilinia - wyniki badań oraz konkurs

Po napisaniu niedawnego artykułu nt. Minilinii, który znajdziecie tutaj, odezwał się do mnie przedstawiciel firmy Novascon Pharmaceuticals. Wcześniej prosiłam firmę o wyniki badań klinicznych skuteczności tego preparatu, których wtedy nie otrzymałam, za co jednak zostałam przeproszona, więc urazy nie czuję. :)
Tym razem otrzymałam materiały oraz dodatkowo spory zapas samego preparatu, który postanowiłam rozdać Wam w konkursie, abyście mogli się sami przekonać jak to naprawdę jest z tą skutecznością Minilinii. O konkursie będzie na końcu artykułu oraz w osobnej zakładce na stronie głównej.

Wracając jednak do wyników badań, otrzymałam artykuł opisujący skuteczność Oxylii®, głównego składnika Minilinii. W badaniu z podwójnie ślepą próbą wzięło udział 30 ochotników w wieku od 25-65 lat (15 kobiet oraz 15 mężczyzn) z nadwagą od 5 do 25 kg.
Badanie trwało 90 dni, a ochotnicy przyjmowali Oxylię® w dokładnie tej samej dawce, jaka została zastosowana w Minilinii - druga grupa natomiast przyjmowała placebo. Uczestnicy badania przyjmowali preparat dwa razy w ciągu dnia, przed obiadem oraz kolacją. Dodatkowo ochotnicy zostali poproszeni o spożywanie codziennie standardowego zestawu węglowodanów w czasie jednego z posiłków, jednak bez wprowadzania innych zmian w codziennych nawykach.
W dniach: 0, 30, 60 oraz 90, uczestników badania poddano pomiarom wagi oraz obwodu talii, ud, a także bioder.
Wyniki pokazały średnią utratę wagi w grupie stosującej Oxylię® na poziomie 3,2 kg w ciągu 90 dni, a także zmniejszenie obwodu talii, ud oraz bioder.
Najlepsze wyniki odnotowano w zakresie talii - średnio 4%, w przypadku obwodu ud oraz bioder spadek wyniósł ok. 1,5%.
Największy spadek wagi był zanotowany w okresie pierwszych 30 dni, natomiast nikt z grupy przyjmującej Oxylię® nie zanotował w ciągu 90 dni wzrostu wagi ciała.
Dodam, iż grupa przyjmująca placebo straciła w tym okresie średnio tylko 0,38 kg. 

Dla zainteresowanych podam, iż szczegółowe wyniki badań zostały opublikowane w dodatku dotyczącym otyłości do biuletynu "AgroFood industry hi-tec" nr 5 z września/października 2005.

Badania, badaniami;) każdy wie, jak to z nimi jest... Mnie na przykład średnio przekonują i jakoś nie chce mi się wierzyć, aby połączenie oliwki z fasolą i   rozmarynem mogło zdziałać cuda;) Jednak oczywiście mogę się mylić, więc najlepiej będzie jak wspólnie przekonamy się, czy rzeczywiście preparat "Minilinia" jest tak skuteczny w walce ze zbędnymi kilogramami jak zakłada producent. Chyba nie ma lepszej metody niż "wypróbowanie na własnej skórze" ;)  Ja póki co nie dam rady sprawdzić suplementu osobiście, bo jestem jeszcze mamą karmiącą, więc postanowiłam, że to Wy mi w tym pomożecie, a więc... konkurs :)
Do rozlosowania mam 5 podwójnych zestawów Minilinii (po 60 tabletek), wartych ok. 100 zł każdy, które wystarczą na dwumiesięczną kurację.

Warunkiem wzięcia udziału w losowaniu nagród jest:
  • polubienie mojej strony na Facebooku (przycisk znajduje się na górze po lewej stronie), 
  • przesłanie do mnie w mailu (oprócz odpowiedzi) swojego imienia, nazwiska oraz miejscowości zamieszkania,
  • odpowiedź na 3 poniższe pytania:
  1. Co oprócz kompleksu Oxylia® jest głównym składnikiem Minilinii?
  2. Jaki lek jest najczęściej stosowany na jet-lag (zespół objawów pojawiający się przy nagłych zmianach strefy czasowej) ?
  3. Źródłem jakiej witaminy jest owoc aceroli?
Podpowiem, iż odpowiedzi możecie znaleźć w artykułach na moim blogu oraz na stronach Minilinii.

Spośród autorów prawidłowych odpowiedzi, pięciu zwycięzców wylosuje mój pięcioletni Synek. W komisji czuwającej nad prawidłowym przebiegiem konkursu będzie zaś mój mąż. ;)
Zwycięzców poproszę po kuracji o wypełnienie krótkiej ankiety, dotyczącej samego preparatu oraz jego skuteczności.

Konkurs trwa do północy w sobotę 11 maja, a wyniki zostaną opublikowane na moim blogu w niedzielę 12 maja. 


Warto również przeczytać:

piątek, 3 maja 2013

Witamina D

Moi drodzy, jak wielokrotnie wspominałam, piszę tego bloga dwa Was, dlatego też temat dzisiejszego posta wybrałam spośród Waszych sugestii. Wielkimi krokami zbliża się lato, zatem dziś będzie o słońcu oraz witaminie D.

Nie chcę Was tutaj zamęczać nazwami, ale tak dla porządku wspomnę, że do witamin z grupy D zaliczamy:
-witaminę D3 (cholekalcyferol), która występuje w organizmach zwierzęcych
-witaminę D2 (ergokalcyferol), która występuje w organizmach roślinnych i grzybach.

Witamina D jest na swój sposób szczególna i wyjątkowa. Dlaczego?  Witaminy to związki chemiczne, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu i których organizm nie potrafi sam wytworzyć, tylko musimy je dostarczać z pożywieniem. Witamina D jako jedna z nielicznych witamin wyłamuje się z tej definicji, ponieważ na drodze prostej reakcji chemicznej powstaje w skórze pod wpływem promieniowania UV. 
Oczywiście decydujące znaczenie ma to, w jakim stopniu promieniowanie słoneczne dociera do powierzchni skóry, a to z kolei zależy od wielu czynników. 
Ważną rolę odgrywają tutaj czynniki środowiskowe takie jak: szerokość geograficzna, pora roku oraz warunki atmosferyczne (ewentualne zachmurzenie). Życzmy sobie więc jak najwięcej słonecznych dni w roku :)
Nie wiem jak Wy, ale ja kocham słońce i jak rano budzą mnie jego promienie, to od razu mam lepszy nastrój. 


W naszej szerokości geograficznej synteza witaminy D w skórze możliwa jest mniej więcej od maja do września, gdy słońce góruje w ciągu dnia powyżej 45-50° nad horyzontem.

Faktem jest, że ilość powstającej w skórze witaminy D zależy także od tego jaka jej powierzchnia jest eksponowana na bezpośrednie działanie promieni słonecznych, czyli od ubrania. Nago przecież chodzić po mieście nie wypada ;) choć gdy czasem w lecie termometry wskazują temperaturę powyżej 30°C może i dobrze byłoby zrzucić z siebie ubranie. ;)
Zdecydowanie niekorzystnie na syntezę skórną witaminy D wpływa stosowanie kremów z filtrami, które znacząco redukują ilość promieniowania UV docierającego do naskórka. Wyłania się tutaj pewien paradoks. Wiadomo bowiem, że stosowanie kremów z filtrami chroni nas przed szkodliwym wpływem promieniowania UV. Do wszystkiego więc trzeba podejść rozważnie.

Jako ciekawostkę podam tutaj fakt, iż skórna synteza witaminy D u osób z ciemną karnacją jest znacząco wolniejsza niż u osób z jasną karnacją. Wydaje się to nieprawdopodobne, a jednak ;) Istotną rolę odgrywa bowiem poziom melaniny czyli pigmentu w skórze. Warto podkreślić także, że intensywność syntezy witaminy D w skórze ulega redukcji wraz z wiekiem, a więc... uwaga seniorzy! Wy jesteście szczególnie narażeni na jej niedobór. 

Pewnie gdybym spytała Was jaką funkcję spełnia witamina D, to większość odpowiedziałaby, że wpływa na prawidłowy stan kości i zębów. Chyba każdemu nasunęłoby się natychmiastowe skojarzenie witaminy D z profilaktyką krzywicy oraz osteoporozy. I słusznie. 
Rzeczywiście witamina D reguluje gospodarkę wapniowo-fosforanową organizmu (wpływ na absorpcję wapnia i fosforu przez układ pokarmowy oraz ich wykorzystanie w budowie kości), uczestniczy w procesie mineralizacji kości i zębów. Dlatego więc główne objawy  niedoboru  witaminy D dotyczą właśnie układu kostnego i zębów i objawiają się krzywicą u dzieci oraz osteomalacją (rozmiękanie kości) u dorosłych. Mało kto jednak wie, że to jest tylko jedna z bardzo wielu funkcji jakie zawdzięczamy tej "słonecznej witaminie" ;) Szybki rozwój biologii molekularnej oraz rozmaitych metod diagnostycznych pozwolił bowiem na odkrycie jej wielu nowych, czasami nawet zaskakujących właściwości i funkcji. 

Badania wykazały udział witaminy D w utrzymaniu prawidłowego funkcjonowania nerwów i mięśni. Regeneruje ona neurony (komórki nerwowe), a także zwiększa masę mięśniową. Wpływ witaminy D na układ nerwowy i fakt, że liczne  receptory dla wit. D stwierdzono w mózgu oraz znacznych obszarach centralnego i obwodowego układu nerwowego, spowodował, że dziś postuluje się o roli witaminy D w zapobieganiu demencji starczej, chorobie Alzheimera itp.

Witamina D wpływa także na układ sercowo-naczyniowy. Jej niedobór pośrednio może  zwiększać ryzyko rozwoju nadciśnienia, a także niewydolności serca. Myślę, że to istotne, bo nadciśnienie tętnicze jest dziś problemem coraz większej liczby osób. Podobnie zresztą jak cukrzyca, ale i przy cukrzycy witamina D ma korzystny wpływ. Są postulaty, że witamina D stymuluje komórki trzustki do wydzielania insuliny. Na dzień dzisiejszy nie wykazano w badaniach korzystnego wpływu suplementacji witaminy D na poziom glukozy we krwi u osób zdrowych, ale na pewno opóźnia ona rozwój cukrzycy w grupie osób z nietolerancją glukozy. Okazuje się natomiast, że przewlekły niedobór witaminy D sprzyjać może zarówno rozwojowi cukrzycy typu I jak i II. 

To jednak nie wszystko. W ostatnich latach podkreśla się rolę witaminy D w profilaktyce i walce z chorobami nowotworowymi. Z czego ona wynika?
Po pierwsze z działania antyproliferacyjnego (hamowanie namnażania komórek), a także z tego, że stymuluje ona apoptozę (śmierć) komórek nowotworowych. Przyznaję, że badania są tutaj bardzo obiecujące. Dziś wiadomo, że poziom witaminy D koreluje z podatnością na choroby nowotworowe, oraz że ekspozycja na promieniowanie UVB (synteza wit D) zmniejsza ryzyko niektórych typów nowotworów. Receptory, przez które działa witamina D, stwierdzono na przykład w komórkach nowotworów piersi, jelita grubego czy jajnika. 
Myślę, że w tej kwestii jeszcze nie wszystko zostało powiedziane i a nóż widelec za parę lat okaże się, że witamina D jest cudownym środkiem w walce z rakiem, którego dotąd chyba nikt nie wymyślił. Oby :) 
Póki co warto wspomnieć, że pochodne witaminy D wykorzystuje się dziś w leczeniu miejscowym łuszczycy, właśnie ze względu na hamowanie podziałów komórek. O łuszczycy jednak napiszę innym razem.

Na pewno wart podkreślenia jest także wpływ witaminy D na odporność organizmu. Mamy już pewne badania, które potwierdziły, że witamina D wzmacnia układ immunologiczny, choć nie jest ich dużo... Na pewno będą kontynuowane, bo sprawa wygląda obiecująco. Myślę, że to ważne, bo pewnie większość z Was nie zdaje sobie sprawy, że środki tradycyjnie stosowane dla wzmocnienia odporności (jeżówka, aloes, preparaty z wątroby rekina) tak naprawdę nie maja póki co udowodnionej skuteczności. 

Tyle o funkcjach witaminy D - sami widzicie, że jest ich mnóstwo. Mam nadzieję, że od dziś nie będziecie kojarzyć witaminy D tylko z prawidłowym stanem kości i zębów ;) 

Pomimo aż tak wielokierunkowego wpływu na nasz organizm, w polskim społeczeństwie niedobór witaminy D jest bardzo powszechny. Zazwyczaj bowiem, z przyczyn o których wspominałam powyżej, skórna jej synteza jest niewielka. A w diecie? Główne źródła witaminy D to tran, mięso niektórych ryb (łosoś, tuńczyk, makrela, śledź), żółtka jaj oraz wątroba. Nie są to raczej produkty, które spożywamy w dużych ilościach, choć... ja na przykład na śledzika po kaszubsku często mam ochotę ;)

Jaki więc z tego wniosek - wzbogaćmy swoją dietę o produkty bogate w witaminę D, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym. A jeśli nie lubicie ryb i wątróbki, może warto sięgnąć po gotowy specyfik z apteki. 
Nie jest ich dużo. Dla przykładu wymienię preparat "D-Vitum forte" dostępny bez recepty lekarskiej. Opakowanie 36 kapsułek to koszt około 25 zł. 1 kapsułka zawiera 1000 j.m. witaminy D3 (25 mikrogramów). Na rynku aptecznym mamy także całą gamę preparatów złożonych zawierających witaminę D oraz związki wapnia, jako, że oba składniki wpływają na metabolizm kości. Przykładem jest choćby "Orocal D3".
Polecam jednak zachować przy suplementacji zdrowy rozsądek, bo witamina D należy do witamin rozpuszczalnych w tłuszczach i można ją przedawkować.

Dziś już nie będę przedłużać, ale kiedyś w osobnym artykule napiszę o
 roli witaminy D w rozwoju niemowląt i dzieci.


Warto również przeczytać:

środa, 1 maja 2013

Zestaw do pielęgnacji niemowląt Johnson's baby

Jak samopoczucie po wczorajszym meczu Borussi Dortmund? ;) Mam nadzieję, że humory dopisują. Zawsze to jakiś powód do radości, zwłaszcza na tle ostatnich niepowodzeń reprezentacji Polski. Ale nie będzie dziś o piłce ;)

Jakiś czas temu otrzymałam od firmy Johnson&Johnson zestaw kosmetyków Johnson's baby, celem wystawienia rzetelnej opinii po ich wypróbowaniu. Dziś zatem kilka słów o zestawie do pielęgnacji okolic pieluszkowych niemowlaka: kremie i chusteczkach. 




Chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że skóra niemowląt jest bardzo delikatna i dlatego wymaga specjalnej pielęgnacji. Okolice pieluszkowe są niestety szczególnie podatne na podrażnienia, ze względu na nieustanny kontakt z moczem i nieco rzadszy z kałem ;) Niemniej jednak u noworodka, zwłaszcza karmionego piersią, liczba kupek na dobę także jest całkiem spora, czemu nie mógł się nadziwić mój mąż ;) Jeśli już wystąpią odparzenia, to czasami naprawdę ciężko się ich pozbyć, o czym sama się wielokrotnie przekonałam na przykładzie swojego starszego Synka. Wiele razy w ruch wtedy szła metoda niekonwencjonalna, czyli mąka ziemniaczana. Pisałam co nieco na ten temat w poście Pupa niemowlaka

Najlepiej więc zapobiegać odparzeniom, co możemy zrobić przez częstą zmianę pieluszki, wietrzenie pupci oraz odpowiednią higienę i pielęgnację. Ja osobiście, jeśli jestem w domu najczęściej staram się przemywać pupę mojego Synka ciepłą wodą, a nie chusteczkami. Przyznaję jednak, że czasami, np. na spacerze, czy podczas podróży, chusteczki do pupy są niezastąpione. Dziś ich asortyment, może nie tyle w aptekach,  ale w super i hipermarketach jest bardzo szeroki. Jest więc w czym wybierać :) 
Przy starszym Synku najbardziej przypadły mi do gustu chusteczki "Nivea baby Fresh&Pure". Mają one ładny zapach, są delikatne i miłe w dotyku, a przede wszystkim odpowiednio nasączone, nie za suche i nie za mokre. Tak się do nich przywiązałam, że nie widziałam potrzeby próbowania innych, więc do końca pozostałam im wierna.
Teraz przy młodszym Synku, postanowiłam, że nie będę monotematyczna w kwestii chusteczek. Na początek zakupiłam chusteczki "Huggies natural care" z aloesem i witaminą E i jak dla mnie są fatalne.  Mają okropny zapach i są tak mokre, że można je wykręcać. Zupełnie nieudany zakup. 
Później, będąc w Rossmanie postanowiłam spróbować chusteczek "Babydream mit Aloe Vera" i te z kolei, choć miłe w dotyku i mięciutkie, to jak na mój gust trochę za mało nasączone. Chyba jestem bardzo wybredna w tej kwestii. 

Do chusteczek "Johnson's baby gentle cleansing", które otrzymałam do testowania, podeszłam więc z dużą rezerwą i.... pozytywnie mnie zaskoczyły. Są bardzo delikatne, miłe w dotyku i idealnie nasączone tak, że pozwalają dobrze oczyścić okolicę pieluszkową. Dobrze wyjmują się z opakowania - bo z tym także czasami jest problem: jedna chusteczka pociąga drugą, ta kolejną itp ;)  Poza tym nie wysychają. Na uwagę zwraca także bardzo ładne i estetyczne opakowanie. Cena także przyzwoita, choć warto czekać na promocję. Moja ocena więc jak najbardziej pozytywna.

Każda mama wie, że do codziennej pielęgnacji pupy niemowlaka warto właściwie przy każdej zmianie pieluszki stosować jakiś krem ochronny i zapobiegający odparzeniom. Moim faworytem przy pierwszym dziecku był "Linomag"  w maści. Teraz jak dostałam do wypróbowania "Johnson's baby ochronny krem przeciw odparzeniom", podobnie jak przy chusteczkach podeszłam troszkę z rezerwą. Dlaczego? 
Pewnie tak jak większość z was słyszałam opinie, że kosmetyki Johnson's baby często uczulają itp. a mój Synek miał naprawdę bardzo delikatną skórę. Jak więc się sprawdził krem? Myślę, że całkiem OK. Na pierwszy rzut oka uwagę zwraca estetyczne opakowanie - krem jest w tubce, co pozwala na wygodę stosowania. Nie wiem jak Wy, ale ja nie lubię kremów w pojemniczkach czy pudełkach. Mam wrażenie, że ich aplikacja jest mniej higieniczna, bo wiąże się z ciągłym "mazianiem palcem", a higiena przy takim Maluszku to podstawa. 
A co jeszcze można powiedzieć o tym kremie? Ma on bardzo przyjemny i delikatny zapach, za co także należy się plus. Jego konsystencja jest bardzo lekka, co sprawia, że łatwo się rozprowadza na skórze. Gołym okiem zauważalne są jednak minimalnej wielkości grudki - pewnie związane z zawartością tlenku cynku, co mnie akurat troszkę drażni, ale... da się przeżyć. ;) Krem po aplikacji pozostawia na skórze delikatną ochronną warstwę, którą później w razie potrzeby łatwo się zmywa. Zupełnie inaczej niż na przykład po "Sudocremie", którego ciężko się potem pozbyć, bo jest o wiele gęstszy. Jak dla mnie krem na pewno dobrze chroni pupę Dziecka przed odparzeniami, natomiast nie potrafię na razie stwierdzić, czy także dobrze leczy istniejące odparzenia, bo mój Synek póki co ich nie miał. 
Na opakowaniu widnieje napis o potwierdzonej klinicznie hipoalergiczności oraz o tym, że jest to produkt rekomendowany przez Polskie Towarzystwo Alergologiczne. Wczytałam się trochę w skład i mamy niestety parabeny (konserwanty). Ja właściwie nie jestem na ich punkcie jakoś szczególnie przewrażliwiona, bo tych konserwantów wszędzie pełno i na dłuższa metę nie da się ich unikać. Oczywiście u dzieciaków bardziej wrażliwych mogą one wywoływać podrażnienia, świąd czy rumień. Warto na to zwrócić uwagę. U mojego dziecka żadnych efektów ubocznych na szczęście nie było.
Cena jest umiarkowana, ok. 16-17 zł, czyli podobnie jak np. Sudocrem, a nieco taniej niż Mustela, ale krem jest stosunkowo wydajny. 
Podsumowując - do codziennej pielęgnacji okolicy pieluszkowej, krem sprawdził się całkiem dobrze.